wtorek, 29 września 2015

Chłodnik. Pieczona papryka / rukola / blue cheese

Chłodnik na początek jesieni ?
Trzeba być oryginalnym !
Chłodnik nie byle jakiej, chłodnik z pieczonej papryki.
Z rukolą i orzeszkami ziemnymi.
Ze stopionym serem pleśniowym blue cheese.
Idealny jako lekki starter przed ciepłym daniem głównym
lub jako danie obiadowe na cieplejszy dzień.
A i paprykę można potraktować jako jesienną, 
tym bardziej pieczoną !!!

Koło takich barw i miksu smaków na talerzu mało kto przejdzie obojętnie !
Grunt to pomysł i dobre wykonanie :)

 #homemade
Chłodnik z pieczonej papryki

 #homemade
Chłodnik z pieczonej papryki 

 #homemade 
Chłodnik z pieczonej papryki

#homemade
Chłodnik z pieczonej papryki

Zostawiam Was wieczornie ze smakowitymi zdjęciami,
sama lecę na ciąg dalszy babskich plot w doborowym towarzystwie :3
Mały odpoczynek od pracy czas zacząć !

M.
:) :) :)

niedziela, 27 września 2015

KUKBUK rusza. 25 godzin na 25 lat Goethe-Institut w Warszawie

Kulinarna Warszawa żyje !
Żyje nie tylko gwarną codziennością restauracji, 
chwilami spędzonymi w uroczych kawiarniach,
licznymi zlotami foodtruck'ów, 
ale również wieloma wydarzeniami kulinarnymi !

Ostatnio miałam okazję uczestniczyć w jednym z nich.
Z okazji 25 lecia istnienia Instytutu Goethego w Warszawie
otworzył się on na dwa dni dla gości.
W piątek i sobotę (25./26.09) każdy chętny mógł uczestniczyć
w zorganizowanych wydarzeniach, m.in. przyjść na koncert, zapisać się na kursy j.niemieckiego, 
odwiedzić na odległość berliński Prinzessinnengarten czy poczytać książkę na trawie !

Całości wrażeń dopełniało wydarzenie zorganizowane przez Kukbuk'a,
 czyli "KUKBUK rusza".
Kukbuk poruszał ludzi, zachęcał nieznajomych ludzi do 
dzielenia się jedzeniem w swojej mobilnej kuchni. 
Kuchni zielonej, wypełnionej na półkach świeżymi ziołami,
z pitą i pysznym hummusem na blacie.

Super inicjatywa i przyświecający jej cel !
Jedzenie od zawsze łączy, łączyło i będzie łączyć ludzi.
Wspólne posiłki, godziny spędzone w kuchni by należycie ugościć gości,
spotkania przy kawie / ciastku / obiedzie ... 
To najlepsze co może być !
Kukbuk poszedł o krok dalej i zachęcając do przygotowania pity
 dla obcej osoby pokazał, że jedzenie może także prowadzić
 do zawiązywania nowych znajomości. 

A, że tak wiele osób kocha jedzenie ... <3
koło mobilnej kuchni mało kto przeszedł obojętnie !!!

Choć w kuchni mogłoby się znaleźć więcej składników poza 
pitą, ziołami, hummusem i ostrymi papryczkami 
a na blacie przydałyby się deski i noże do krojenia,
wizyta w kuchni mobilnej była nie do zastąpienia.

Sama wciągnęłam się w inicjatywę 
 przygotowując prostą pitę z hummusem, oliwą, 
rozmarynem & pietruszką oraz ostrą zieloną papryczką ...
Przy okazji zapoznałam nieznajomego... Czarka.
Kukbuk, to działa !
:) :) :)
Pogawędki przy picie zawsze mile widziane.
Oby więcej takich wydarzeń !

#tastyplace

#tastyplace
KUKBUK rusza / Mobilna kuchnia

#tastyplace
KUKBUK rusza / W akcji

#tastyplace
KUKBUK rusza / Gotowe, jemy !

#tastyplace
KUKBUK rusza / Hummus łączy !

Dobranoc !

M.
:) :) :)

środa, 23 września 2015

Pasta kanapkowa. Banan / serek śmietankowy / kokos / rodzynki / czarna sól

Bez śniadania ani rusz !
Śniadania kocham i nie mogę się bez nich obyć!
Dla tych codziennych domowych jestem gotowa wstać kilka minut wcześniej, żeby chociaż o chwilę opóźnić wyjście z domu i zdążyć zjeść wolniejsze wartościowe śniadanie.
Dla tych "weekendowych" (zależy dla kogo weekend jest weekendem, 
moje ostatnio wypadają w środku tygodnia :P) zrobiłabym wszystko. 
Śniadania w piżamie, bez pośpiechu, na spokojnie, 
w porannej aurze dnia wolnego ! Bezcenne.
Śniadania na mieście to najlepsza okazja, żeby tą miłą śniadaniową, poranną porą podzielić się 
z kimś innym. Spotkać ze znajomymi, poplotkować z przyjaciółką czy wyciągnąć Mamę na kawę. 
W szukaniu śniadaniowych miejsc w Warszawie chyba jestem już mistrzem :D
Przemierzyłam Internet w poszukiwaniu ciekawych zestawów śniadaniowych, trochę innych niż jajecznica z kajzerką i kawą śniadaniową.
Urzekają mnie nastrojowe miejsca, zapach pysznej kawy z mlekiem, 
aromat świeżego pieczywa, dodatki.
Lubię zjeść coś innego niż na co dzień w domu. 
Chociaż minimalnie w innej odsłonie, z tym aromatem świeżości, 
z chwilą oczekiwania na najlepsze śniadanie.
Wiadomo przecież nie od dzisiaj, że podane śniadanie smakuje
 tysiąc razy lepiej niż przygotowane samej ... ;)

Po tym dość długim śniadaniowym wprowadzeniu, 
którego po prostu nie mogłam pominąć,
czas na krótką notkę o dzisiejszej paście kanapkowej.
Paście nie byle jakiej.
Słodko - słonej, a jak !
Po mojemu !
Bananowa pasta kanapkowa na serku śmietankowym z prażonymi wiórkami kokosowymi, rodzynkami i czarną solą.
Wymyślona pod wpływem chwili i ... dojrzałych bananów, 
które przeleżały dłuższą chwilę w kuchennej misce owoców i nieświadomie stały się inspiracją ściągając na siebie mój wzrok !
Pasta to śniadaniowa burza smaków !
 Pasta, która w połączeniu z pełnoziarnistym chlebem lub placuszkami otrębowymi, 
(takie sposoby podania Wam proponuję), będzie energetycznym kopem na początek dnia.
Koniecznie w towarzystwie kubka pysznej kawy !

Zrobienie pasty zajmuje dosłownie 2-3 minuty.
W czasie, gdy wiórki kokosowe prażą się na patelni wystarczy wymieszać serek śmietankowy 
z bananem, nasączonymi rodzynkami, czarną solą.
Nic prostszego, nic bardziej pysznego.
Zapewniam Was, że takie słodko - słone połączenie mega przypada do gustu !
Czarna sól dzięki swej wyrazistości dodatkowo podkręca kontrast 
między słodkim bananem a słonym serkiem śmietankowym.
Pycha !
Polecam spróbować Wam tego połączenia !
Czekam na opinie !

100% #homemade

#homemade
 Bananowa pasta kanapkowa na serku śmietankowym z prażonymi wiórkami kokosowymi, rodzynkami i czarną solą

#homemade
 Bananowa pasta kanapkowa na serku śmietankowym z prażonymi wiórkami kokosowymi, rodzynkami i czarną solą

#homemade
 Bananowa pasta kanapkowa na serku śmietankowym z prażonymi wiórkami kokosowymi, rodzynkami i czarną solą

#homemade
 Bananowa pasta kanapkowa na serku śmietankowym z prażonymi wiórkami kokosowymi, rodzynkami i czarną solą

Miłego dnia !!!
 Pierwszego dnia jesieni swoją drogą !

M.

:) :) :)

poniedziałek, 21 września 2015

Panna cotta. Kasza jaglana / ricotta / sos śliwkowy

Deser na śniadanie raz !
Deser ? Ale jaki ? Ale jak to ?

Może jaglaną panna cottę z ricottą & sosem śliwkowym ?
Bez dodatku cukru, z miodem i bakaliami.
Wbrew pozorom nie w wersji fit, lecz jako pomysł chwili.
Na cukru nie było w tym pomyśle miejsca !
Z kaszą jaglaną, którą ostatnio bardzo lubię i z jesienną śliwką !
#homemade

Idąc za inwencją twórczą i zestawiając składniki w tym daniu 
sięgnęłam po ricottę jako lekką i dość uniwersalną smakowo. 
Musiała być i śmietanka 30% jak w tradycyjnej panna cottcie.
Ugotowaną na sypko kaszę jaglaną połączyłam z bakaliami: 
suszonymi śliwkami i morelami oraz orzechami włoskimi.
Odrobina miodu dodana do utworzonej z kaszy, ricotty
 i śmietanki masy lekko posłodziła całość.
Panna cotta więc i sos ...
Śliwkowy, z nutą wanilii i cynamonu. 
Gęsty, jesienny, aromatyczny !

Kilka chwil w lodówce i deser na śniadanie gotowy.
Deser który był i deserem dzień wcześniej. 
Po prostu. 
Uniwersalny.

 #homemade
Jaglana panna cotta z ricottą & sosem śliwkowym /
Koniecznie z mleczną kawą

 #homemade
Jaglana panna cotta z ricottą & sosem śliwkowym /
Koniecznie z mleczną kawą

 #homemade
Jaglana panna cotta z ricottą & sosem śliwkowym

 #homemade
Jaglana panna cotta z ricottą & sosem śliwkowym

 #homemade

Jaglana panna cotta z ricottą & sosem śliwkowym


 
Miłego słodkiego dnia ! 
Mimo chmur na niebie i jesiennych akcentów na talerzu!
 
M.
:) :) :)

sobota, 19 września 2015

Wychodzę z cienia

Dużo tu potraw, dużo zdjęć, dużo mojej pracy, a doszłam do wniosku że mało mnie samej !
Koniec z tym !


Już na samym początku witajcie, jestem Maja (jakby ktoś jeszcze nie wiedział ;) )
Dlaczego Master of Disaster?

Bo lubię kulinarne szaleństwa, niebanalne połączenia, słodko-słone zestawienia, przełamywanie pewnych zasad i kuchenne eksperymenty.
Choć lubię się powtarzać, często staram się sięgać po nowe przepisy 
i coraz to bardziej wymyślne inspiracje. 
Czasem prostsze, czasem trudniejsze, najważniejsze, że inne niż reszta !

Na co dzień gotuję w domu (co możecie śledzić na blogu)...
jak i w pracy.
Studiuję na warszawskiej SGGW.
Kocham inspirujących ludzi, którymi mam szczęście się otaczać.
Mam Rodzinę i przyjaciół, na których mogę polegać.
Podróżuję, gdy mogę. Po Polsce, za granicę. 
Uważnie studiuję kulinarną mapę Warszawy w poszukiwaniu coraz to nowych miejsc ... 
które oferują coś więcej poza popularnymi daniami. 
Które budują swoją atmosferę i wychodzą poza szerokopojęty schemat.
Potrafię spędzić mnóstwo czasu na przeglądaniu menu i decyzji dokąd pójść następnym razem, uwierzcie ;)
Jestem wielką fanką śniadań. Bez niego każdy dzień byłby odrobinkę gorszy. 
Sprawdzam cierpliwość moich znajomych ciągłym robieniem zdjęć jedzeniu :P
.... choć Ci którzy znają mnie lepiej zaczynają już jeść zanim wszystko ostygnie ;)

Gotowanie to moja pasja, potrafię o niej rozmawiać godzinami,
czas spędzony w domowej kuchni to odpoczynek, 
a w pracy źródło nowych doświadczeń i umiejętności.

Już od kilku lat krążę po warszawskich lokalach próbując swoich sił
 w różnych gastronomicznych rolach.
Tak więc (niech dobrze policzę)
3 lata temu zabawiłam w wakacje do kawiarni "O obrotach ciał niebieskich" (dzisiejsza "Kuchnia Sąsiedzka"), gdzie po raz pierwszy zobaczyłam jak funkcjonuje od zaplecza lokalna kawiarnia.
Lokal przytulny, z ciastami przygotowywanymi przez właściciela, człowieka z wielką pasją i chęcią do działania. Tomek po kilku latach oddał lokal lecąc w świat, a w tym miejscu powstała restauracja.
2 lata temu  los rzucił mnie do włoskiej "Pasadeny". Rodzinnej restauracji na warszawskich Pl.Grzybowskim. Pomoc na zapleczu i przysłowiowym zmywaku pokazała mi, że w gastronomii nie zawsze jest lekko i kolorowo. Po raz pierwszy doświadczyłam tego na własnej skórze. 
Cenne chwile.
Rok temu trafiłam do restauracji Tomka Woźniaka "Kitchen" (jeszcze wtedy "Burger Kitchen").
Kelnerowałam, podpatrywałam pracę na kuchni, poznałam grupę świetnych młodych ludzi dobrze nastawionych do tego co robią w życiu. I z jaką energią mimo różnych trudności !!!
Prawie po roku pracy i łączeniu przeróżnych obowiązków zdecydowałam się na małą przerwę, 
lecz dosyć szybko praca znów mnie znalazła i trafiłam do "Cupcake Corner Bakery".
Szkolenie w Krakowie, wstawanie o bladym świcie, przygotowania do otwarcia pierwszego lokalu
w Warszawie, dużo nauki w teorii i praktyce. To był bardzo aktywy i produktywny czas.
Choć z tą uroczą piekarnio-kawiarnio-cukiernią (wybaczcie, inaczej tego nie określę, to miejsce łączy w sobie tyle dobrego !!!) przyszło mi dość szybko się pożegnać ze względu na studia będę dobrze wspominać to miejsce i jeszcze nieraz tam wpadnę !

Studia praktyczne... praktyka co roku, bardzo fajna sprawa muszę Wam powiedzieć.
W tym roku, dokładniej w lipcu, rezygnując z pracy w "Cupcake Corner Bakery" na rzecz praktyk
w Hotelu Bristol, rzecz jasna na kuchni, podjęłam spore ryzyko.
Ryzyko, które się opłaciło.
Dostałam propozycję pracy, którą przyjęłam, a teraz zostaję na dłużej.
Będę marzyć, pracować, zbierać doświadczenia,
 o których wcześniej mogłam tylko posłuchać od innych.
 Da się powiedzcie? Oczywiście, że się da !

Chcieć to móc moi Drodzy :)))
Dobrze wspominam miejsca i ludzi, których przyszło mi do tej pory spotkać w moich małych gastronomicznych poczynaniach. 
Za każdym razem miło mi się zagląda do miejsc, w których pracowałam i nieraz do nich wracam. Świadomość, że wiem jak wygląda to od zaplecza jest ciekawa :D
Miałam trochę szcześcia !

W razie jakichś pytań, sugestii dotyczących bloga czy propozycji współpracy gorąco zapraszam. 
Jeśli powyższy opis jeszcze nie udowodnił Wam, że stać mnie na wiele, mogę zawsze to udowodnić!
Pozdrawiam ciepło,
Maja, 
od dzisiaj ktoś więcej niż M.

:) :) :)

środa, 16 września 2015

Tartaletki. Rabarbar

Zbieram myśli i siły, żeby niedługo zaatakować z jeszcze większą dawką energii i nowości. 
Wciąż mam ich mnóstwo w zanadrzu, więc uważajcie !!!
Na razie wszystko w fazie pomysłów i przygotowań, kto wie co przyniesie czas !
Czuję, że jak zacznie się dziać to aż zahuczy !!!

A dzisiaj na blogu ...
 wspomnienie prawdziwego lata.
Domowe tartaletki rabarbarowe.
Od początku do końca, każdy element wyszedł spod moich rąk. 
Bez wspomagaczy. Zero oszukiwania !!! 
: ) : ) : )

Kruche ciasto wg przepisu Babci.
Na spodzie przygotowany niskosłodzony dżem z rabarbaru.
Na nim warstwa budyniowa z wanilią & kardamonem.
Na wierzchu kawałki karmelizowanego rabarbaru. 

Całość nieprzesłodzona, 
owocowa, 
z nutą korzenną,
w domowy deseń.
Najlepiej !!! 

Niech teraz zdjęcia mówią same za siebie ! 
Nic dodać, nic ująć !

 #homemade
Tartaletki rabarbarowe /
Krok po kroku

#homemade
Tartaletki rabarbarowe
 #homemade
Tartaletki rabarbarowe

#homemade
Tartaletki rabarbarowe /
Blisko coraz bliżej


Rabarbarowe love /
eksperymentalny owoc mojego lata !

Moi Drodzy choć dzisiaj późniejszą porą, wciąż staram się, i nadal będę to robić, 
by posty ukazywały się regularnie i bez opóźnień. 
Zachęcam do komentowania i odwiedzania mojego fanpage'a na facebook'u. 
Niech będzie moc !!! 
:) :) :)

M.

poniedziałek, 14 września 2015

Sałatka. Kasza jaglana. Brokuł / marchewka / czarna fasolka / prażony mak & sezam

Zbieram się i zbieram do napisania tego posta. 
Próbuję uporządkować choć część myśli latających po mojej głowie.
Myśli lepszych i gorszych, ale przede wszystkim ważnych i mniej ważnych.
A przy pisaniu ten mętlik jednak trochę mąci !

Od ogółu do szczegółu przejdźmy do najważniejszego !
Może nie każdy jest fanem sałatek, ale przecież sałatka sałatce nierówna. 
To taki wdzięczny rodzaj potrawy, że można ją przygotować praktycznie z każdego rodzaju warzywa / owocu, dorzucić przeróżne dodatki typu: wędliny / ryby / bakalie / pestki, polać pysznym sosem.
Dlatego myślę, że każdy znajdzie w sałatkowym świecie coś dla siebie, nawet ten kto nie lubi sałaty i jest zagorzałym mięsożercą !!!

Ostatnio przerzucając zawartość lodówki i jednej drugiej szafki wymyśliłam takie oto połączenie:
sałatka z brokuła, marchewki oraz czarnej fasolki, z dodatkiem sałaty lodowej i 
prażonego duetu maku i sezamu. Sos sojowy.
+ Kasza jaglana z kwaśną śmietaną

Nie da się tego prościej napisać?
Ano chyba nie tym razem. Każdy składnik na swoim miejscu i z jakiegoś powodu. 
Kolorystycznie, smakowo i pod względem formy dopasowany do reszty.
Brokuł lekko podgotowany i zblanszowany.
Marchewka pokrojona w paski.
Czarna fasolka ugotowana.
Sałata lodowa pokrojona w kostkę.
Mak z sezamem uprażone na pustej patelni. ***
Sos sojowy z pieprzem do smaku.

*** - dla mnie główny gwóźdź programu

Jako centrum odżywczo-węglowodanowe kasza jaglana
Wykończona na wierzchu kwaśną śmietaną z kurkumą oraz wędzoną papryką.

Całość to bomba smakowa która na początku uderza swoimi kolorami, 
potem zapachami, w szczególności sosu sojowego, 
a na końcu powala lekkim smakiem i pożywnością.

Przekonałam Was, że warto spróbować ją odtworzyć ...? ;)

 #homemade
Sałatka z brokuła, marchewki oraz czarnej fasoli 
z sałatą lodową, prażonym makiem & sezamem.
 Sos sojowy.
Kasza jaglaną z kwaśną śmietaną.

 #homemade
Sałatka z brkouła, marchewki oraz czarnej fasolki
z sałatą lodową, prażonym makiem & sezamem.
 Sos sojowy.
Kasza jaglaną z kwaśną śmietaną.

 #homemade
Sałatka z brokuła, marchewki oraz czarnej fasolki 
z sałatą lodową, prażonym makiem & sezamem.
 Sos sojowy.
Kasza jaglaną z kwaśną śmietaną.

 #homemade
Sałatka z brokuła, marchewki oraz czarnej fasolki 
z sałatą lodową, prażonym makiem & sezamem.
 Sos sojowy.
Kasza jaglaną z kwaśną śmietaną.


 #homemade
Sałatka z brokuła, marchewki oraz czarnej fasolki 
z sałatą lodową, prażonym makiem & sezamem.
 Sos sojowy.


 #homemade
Sałatka z brokuła, marchewki oraz czarnej fasolki 
z sałatą lodową, prażonym makiem & sezamem.
 Sos sojowy / 
Z bliska

Nic dodać nic ująć.
Tylko wspominać, próbować, powtarzać raz jeszcze !

Dobranoc wszystkim !!!
M.
:) :) :)

sobota, 12 września 2015

Tarta. Awokado & cytryna.

Jak na co dzień, raz jest słodko raz słono.
Dzisiejszą sobotę mam nadzieję zaliczyć zdecydowanie do tych pierwszych ... !
 Zobaczymy co dzień przyniesie po tak dobrym piątkowym wstępie :))
Czuję powiew kolejnych zmian i nowości ... i wcale nie mam na myśli tym razem tych blogowych !!!

Nie mogłam się już doczekać, aby zamieścić kolejnego posta.
Posta prawie tak słodkiego jak tarta, którą dzisiaj się dzielę. A tarta nie byle jaka! 

Tarta z awokado & cytryną

A to nie koniec opisu. 
 Na spodzie z herbatników oprócz lekkiego musu ze słodzonego mleka skondensowanego, puree z awokado i cytryny znalazł się krem z mascarpone i gęstego jogurtu naturalnego. 
Lekkość rozpływających się w ustach kremów, łączących się w, słodką lecz nie przesłodzoną, całość bardzo fajnie kontrastowała z kruchawym spodem. 

#homemade
Tarta z awokado & cytryną

#homemade
Tarta z awokado & cytryną

#homemade
Z dobrej perspektywy/
Kolory lata /
Tarta z awokado & cytryną w tle
 #homemade
Tarta z awokado & cytryną /
 Proszę porcja raz /
Uroki fotografowania przy sztucznym świetle ...

 #homemade
Tarta z awokado & cytryną /
Krok po kroku /
Walka o ostatnie promienie słońca

Awokado awokado awokado /
Nie mogłam się oprzeć !

A ja walczę ze sobą, żeby nie stać się nocnym markiem i nie zakraść się do lodówki po jeszcze malutki maluteńki kęs tarty ...
...ale walkę wygrywam ! Silna wola górą !

Udanej soboty życzę dziś Wam i sobie !
Dnia słodkiego z niespodziankami tuż za rogiem !
:) :) :)

M.

czwartek, 10 września 2015

Chłodnik. Tradycyjny.

Wraz z ostatnimi powiewami lata i ciepłymi promieniami słońca budzę się z nową energią
i kolejnymi pomysłami na bloga !

Mam nadzieję, że mieliście okazję przeczytać mojego wczorajszego posta, a w nim cały zamysł na nową twarz MasterofDisaster. 
Zmieni się dużo. W samym blogu, jak i na jego facebook'owym profilu. Mam nadzieję, że do czytelników bloga dołączą kolejne osoby zafascynowane kulinariami lub takie, które jeszcze nie dały się wciągnąć w gotowanie. Zachęcam do komentowania, pisania, dzielenia się ze mną przemyśleniami, zarówno dotyczącymi bloga jak i gotowania ogólnie. Każda rozmowa z osobą pozytywnie zakręconą na punkcie gotowania i gastronomii jest dla mnie bezcenna i daje kolejne kopy do działania !!!
Oddaję od dzisiaj do Waszej dyspozycji mój nowy blogowy adres mailowy: blogmasterofdisaster@gmail.com. Piszcie ! Odpowiem na każdego maila !

Na początek nowej formuły bloga małe ogłoszenia parafialne. 
Od dzisiaj każdy post / zdjęcie będą oznaczone hashtag'iem: #homemade (potrawa wykonana przeze mnie w domowych warunkach) / #workmade (potrawa, która wyszła spod moich rąk w innych niż domowych warunkach) / #foodinspiration (dania, których próbowałam i smakowałam, lecz nie przygotowywałam, czyli wszystkie próbowane: u znajomych, Rodziny, w restauracji, kawiarni itd.) / #tastyplace (smaczne miejsca na kulinarnej mapie Warszawy, Polski, Europy, kto wie może niebawem i świata;) ). 
Na razie cztery rodzaje hashtag'ów. Kto wie, może z upływem czasu będę potrzebowała ich więcej. 
Chcę, aby dzięki takiemu podziałowi oraz oznakowaniu blog stał się bardziej przejrzysty. 
Dzielimy: co jest moją pracą, co czyjąś, czym można się zainspirować.

To tyle na sam początek. Więcej oficjalnych informacji przemycę w trakcie całej zabawy. Już na dniach.

Dzisiaj korzystając jeszcze z, kto wie, może z jednego z ostatnich cieplejszych dni tegorocznego lata, chcę podzielić się z Wami zdjęciami najbardziej tradycyjnego domowego chłodnika. #homemade

Na burakach i botwinie. 
Z drobno pokrojonym ogórkiem, rzodkiewką, botwiną oraz szczypiorkiem. 
Obowiązkowo zwieńczonego ugotowanym jajkiem.
Całość w oszałamiających letnich barwach: amarant / zieleń / biel / żółć.
I jak tu się oprzeć?

 #homemade 
Tradycyjny chłodnik na botwinie

 #homemade
 Tradycyjny chłodnik na botwinie

#homemade
 Tradycyjny chłodnik na botwinie

Miłego dnia ! 

M.

środa, 9 września 2015

Blog?

Blog? Blogowanie? Ja blogerem?

Od dłuższego czasu chodzą za mną te pytania. Czy kontynuować w ogóle "przygodę" z blogiem, czy poświęcać na to czas, czy jest w tym większy sens poza przyjemnością robienia zdjęć, wstukiwania przepisów na klawiaturze i wrzucania ich w wielką internetową przestrzeń?

Z początku myślałam, że odpowiedź będzie prosta: tak, robię to i wracam do prowadzenia bloga 
LUB nie, dziękuję, znikam bez znaku życia (pomijając opcję bardziej drastyczną, czyli oficjalny koniec MasterofDisaster ... ale kto mnie zna, ten wie, że nie lubię przekreślania spraw ani palenia za sobą mostów).
Próby powrotu do blogowania były dwie, obie zakończone (jak się okazało) jedynie chwilową, może nie tyle siłą do działania, ale mocą i wiarą w to, że wszystko wyjdzie w praniu, że ja po prostu będę robić swoje, czyli gotować na co dzień, a blogowanie się z tym idealnie splecie. Niestety (lub stety!) tak nie wychodziło. Kończyło się tym, że powstawało kilka postów i dalej cisza.

Cisza usprawiedliwiona i nieusprawiedliwiona jednocześnie.
Nieusprawiedliwiona, ponieważ za każdym razem znikałam bez śladu, sama nie wiedząc 
co będzie dalej.
Usprawiedliwiona, bo sama nie do końca widziałam sens w prowadzeniu bloga. I nie chodzi tu o brak inspiracji, zdjęć ugotowanych (lub tylko zjedzonych) potraw (uwierzcie, co jak co, ale tego rodzaju zdjęć mam na telefonie na pęczki ;) ), ale o wiarę w to, że swoim pisaniem robię coś wartościowego.
Brak celu można by powiedzieć? Nie do końca.

Im bardziej mam do czynienia z gastronomią (a trwa to już od kilku lat) i kulinariami wykraczającymi poza gotowanie dla Rodziny i znajomych oraz wczytywanie się w książki kulinarne, dochodzę do wniosku, że łatwo się w blogowaniu zapędzić. Zapędzić w zbyt dużą pewność siebie
i swoich umiejętności. W tym momencie w internecie istnieje już chyba niezliczona ilość blogów kulinarnych. Blogerem może być każdy, kto ma dostęp do książki kucharskiej (ba, nawet i ona nie jest potrzebna, przecież można zastąpić ją przepisami z internetu!), potrafi cyknąć fotkę ugotowanej potrawie... no i jesteśmy w domu. Kolejny post poleciał w internetową przestrzeń.
Taki trend spowodował, że poziom blogowania kulinarnego przestał zachwycać. Można znaleźć zarówno blogi prowadzone bardzo profesjonalnie, w które, już od początku patrząc, twórca wkłada dużo pracy i energii, niejednokrotnie blog jest jego źródłem utrzymania, ale także blogi po prostu amatorskie. Co więcej, blogerzy (akurat dotyczy to ich ogółu, nie tylko kulinarnych) zaczęli być różnie postrzegani. Nie raz spotkałam się z opinią, że dzisiejsi blogerzy to tacy specjaliści specjalistów, którzy tak naprawdę nie znają się na tym co robią.
Nie mogę się z tym do końca zgodzić, bo jak pisałam, bloger blogerowi nierówny, lecz uważam,
że faktycznie w tym momencie zbyt wiele osób uważa się za ekspertów kulinarnych mało wiedząc 
o prawdziwym gotowaniu. Sama nie uważam się za mistrza kulinariów i wciąż się ucząc dążę
do uzyskania jak największej wiedzy i umiejętności w sztuce gotowania. Na co dzień staram się jak najwięcej uczyć się zarówno od strony praktycznej i teoretycznej. Krok po kroku. W domu i w pracy.

Doszłam do wniosku, że w moim przypadku prowadzenie tradycyjnego bloga nie ma większego sensu. Nie czuję się jeszcze osobą odpowiednią do kierowania i mówienia: zrób to tak, zrób
to inaczej, zrób to tak, bo będzie najlepiej. Aby uczyć innych i dawać im wskazówki samemu trzeba najpierw osiągnąć jakiś poziom umiejętności, wyciągnąć wnioski, stwierdzić co jest obiektywnie lepsze czy gorsze. Z którego przepisu  ciasto drożdżowe wychodzi najsmaczniejsze i najbardziej wyrośnięte. W jakiej kolejności należy dodać składniki, aby beza ubiła się na sztywno. Czy należy dodać mniej czy więcej składnika x.
Coraz bardziej widzę, że prawdziwe gotowanie z krwi i kości, to sztuka sama w sobie. Co prawda bazuje na przepisach, ale każdy przepis można zmienić, dopasować do warunków w których gotujemy i na co danego dnia mamy ochotę. Nieraz składniki można dowolnie zamieniać, jednak są 
i takie sytuacje gdy dodanie o 10g za dużo drożdży może skończyć się kulinarną klapą. To oczywiste. Mimo że na przykład cukiernictwo bazuje na sztywnych przepisach, proporcjach, nadal istnieje dużo sytuacji, w których możemy przepisy modyfikować i się nimi bawić. Tym bardziej w gotowaniu gotowaniu. Tworzyć przepisy można w każdym momencie i o każdej porze, chodzi mi o umiar 
i wyważenie w patrzeniu: co jest moim przepisem a co jedynie inspiracją czyimś przepisem.

Od dzisiaj mój blog będzie bardziej fotoblogiem i zapisem myśli, chwil, inspiracji. Pamiętnikiem, którego nigdy regularnie nie prowadziłam. Tym, co chcę pokazać światu. Będzie wypełniony zdjęciami przyrządzonych potraw, którymi chcę się podzielić. Zdjęciami jedzenia, którego próbowałam i szczególnych miejsc które mnie zaskoczyły.
Będzie to blog kulinarny inny niż cała reszta. Bez przepisów. Mimo, że ja będę je znała i będą spisane. Z chęcią się nimi podzielę, lecz mniej oficjalnie i bezpośrednio. Bez niepotrzebnego wymądrzania się i sprawiania wrażenia, że dokładnie wiem co i jak trzeba wykonać. Bez podawania  przepisów innych osób.
Zmianą bloga chcę też zacząć nowy etap w moim, i kto wie może innych, blogowaniu. Blogowaniu które ma być inspirujące, ma być okazją do rozmowy ludzi pozytywnie nakręconych na gotowanie 
i tworzenie czegoś wyjątkowego. Nie ma być zabawą w czyste powielanie przepisów.

W tym momencie pisząc to wszystko poczułam, że wyrzucam z głowy najgłębsze przemyślenia, które już od dłuższego czasu się w niej kłębiły. Jestem wielką zwolenniczką szczerości w tym co się robi, pokazywania prawdziwości, braku udawania.
Po co podawać się za specjalistę skoro JESZCZE się nim nie jest?
Jestem otwarta na wszystko i wierzę w to, że na każdą rzecz nadejdzie pora.
I ja kiedyś zostanę mistrzem w swojej dziedzinie, ale jak nie od razu Rzym zbudowano, tak i ja z pokorą robiąc swoje będę się uczyć i tą nauką dzielić.
Może nie wszyscy się ze mną zgodzą, bo gotować każdy może. 
I podtrzymuję tą opinię całym sercem ! Ale jak we wszystkim, najlepszy jest umiar :)

M.