poniedziałek, 11 stycznia 2016

Marmolada ze śledziem, śledzie po obiedzie, czyli wyjątkowa (po)świąteczna podróż w czasie

Dzisiaj zapraszam Was na małą krótką podróż w czasie... 
Do nie tak dalekiego grudnia 2015.

Grudzień - dla większości pierwsze skojarzenie, to Święta Bożego Narodzenia,
co za tym idzie odpoczynek, relaks, mnóstwo czasu wolnego, czasu na spędzenie w domu, nacieszenie się atmosferą rodzinnego, ciepłego świętowania.
Potem jeszcze kilka dni i długich zimowych wieczorów i... Sylwester !
Po prostu żyć nie umierać !

W gastronomii już od początku grudnia nad wszystkimi wisi jakieś ciche niewidoczne
widmo, które podpowiada, że im bliżej Świąt, tym zabawa będzie większa.
Nagle pojawią się dodatkowe grupy Gości do obsłużenia na bankietach,
specjalne świąteczne bufety do przygotowania, talerzówki do złożenia.
Z dnia na dzień wzrasta ilość zamówień a my zaczynamy dziwnym trafem
zapominać o wielu otaczających nas sprawach tylko myśląc co jest do przygotowania dziś, jutro, pojutrze, popojutrze ... i tak zdaje się to ciągnąć w nieskończoność.
Zwieńczeniem są same Święta, w które odbywają się tradycyjne świąteczne
kolacje, brunche. Pracy po łokcie, towaru od groma.
Wizja Sylwestra to wizja zaskakująco bliska. Dopiero co skończyliśmy Święta, a już zaraz, prawie prawie nadchodzi ta JEDYNA i wyjątkowa noc łącząca stary i nowy rok.

Dziwiłam się, dlaczego niektórzy już w wakacje z rozrzewnieniem i łezką w oku wspominali mi o okresie Świąt. No bo rozumiem, Święta, w takim hotelu, cała oprawa, świąteczna atmosfera, specjalne dania. Ale po co aż tyle huku?
Teraz już wiem.
Mimo mnóstwa dodatkowego czasu spędzonego w hotelowej kuchni.
Mimo ogromnej ilości pracy,
X kg posiekanej sałatki jarzynowej, która była WSZĘDZIE i... zaczynała nam się śnić po nocach,
 setkach przygotowanych gotowych talerzy z daniami,
kilkudziesięciu zapełnionych trollach z jedzeniem...
muszę przyznać z czystym sumieniem, że grudzień w gastronomii
 i to takiej gastronomii i takim jak Hotel Bristol w Warszawie miejscu,
to zupełnie wyjątkowy czas i warto to zobaczyć, poczuć, przeżyć
Czas pracowity, ciężki z jednej strony, kiedy może zakręcić się w głowie,
a niejeden kucharz dostaje rozdwojenia jaźni: to są te Święta w tym roku czy nie?
Bo chociaż do pracy grają nam świąteczne piosenki, jednak do samego końca
 mało czuć prawdziwą świąteczną atmosferę.
Nie do końca pomaga zapach wigilijnego kompotu, który przypomina, że to już prawie Święta. Bo Święta to przecież dom, rodzina, choinka i gotowanie w domowej kuchni.
Nie dla wszystkich do końca i w tym też jest cała magia.

Ja ten okres przeżyłam,po raz pierwszy, w tym roku zupełnie inaczej. 
Choć pracowałam już rok temu, to w innym charakterze.
W ogóle tego nie żałuję i bardzo się z tego cieszę.
Satysfakcja, która zostaje po przeżyciu takiego okresu jest nie do opisania.
Wszyscy na kuchni, w hotelu starali się mimo wszystko przeżyć ten okres jak najlepiej.
Czuć było inne Święta, Święta skropione pracą, ale pracą dla innych ludzi.
Nie w każdym momencie to widziałam, myślę że jak i reszta, myśląc o domu, 
ale było warto. 
Myślę, że i za rok i za dwa będę równie bardzo emocjonalnie przeżywać ten okres, 
z lepszymi i gorszymi chwilami,
lecz równie bardzo będę na niego czekać. 
Bo jak nie czekać na coś wyjątkowego i zupełnie innego...?

:) :) :)

Jednak mimo całego hotelowego grudnia, trzeba było (ba, chciało się!!!) znaleźć odrobinę czasu na przygotowanie prezentów na Święta.
W tym roku, również jak i w latach poprzednich, postawiłam, oprócz zwyczajnych kupowanych prezentów, na własne jedzeniowe drobiazgi.
Ciastka / pierniki były już kilka razy, więc tym razem postawiłam na coś zupełnie innego.
Domową kuchnię zasypały małe słoiczki, które niebawem miały zapełnić się...
marmoladą pomarańczowo - mandarynkową oraz
śledziami w zalewie korzennej.
Dla dopełnienia i nutki słodyczy 
kruche ciasteczka z pomarańczą, białą czekoladą i cynamonem

Słoiczki parami szły...
W jednym słoiczku marmolada świąteczna (choć może raczej powinnam to nazwać dżemem), 
czyli połączenie jakże zimowych owoców: pomarańczy i mandarynki,
 podkręconych korzennymi przyprawami: cynamonem oraz goździkami. 
Całość z dodatkiem cukru trzcinowego, który dodatkowo nadał marmoladzie karmelowego posmaku.
W drugim słoiczku pokrojone filety śledziowe w zalewie korzennej z oryginalnym portugalskim porto, odrobiną octu spirytusowego, sokiem i skórką z pomarańczy, cynamonem, gałką muszkatołową, imbirem, zielem angielskim, goździkami oraz szczyptą cukru.

Obok kruche ciasteczka maślane z dodatkiem skórki pomarańczowej, białej czekolady i cynamonu.
Takie świąteczne skojarzenie.

Dzień po dniu przybywało skończonych elementów. Jednego kroiłam owoce do marmolady, drugiego przygotowywałam zalewę do śledzi, trzeciego wszystko przelewałam / nakładałam/ opisywałam.
W wolnej chwili ozdabiałam, pakowałam, oraz fotografowałam
(przy świetle dziennym nie zapomnę wspomnieć)
Wszystko z ogromną przyjemnością.
Bo nie ma to jak zobaczyć zaskoczenie na twarzy bliskich mi osób:
 najbliższych znajomych i przyjaciół. 
Bezcenne.

Może dzięki takim chwilom, jednym z wielu, 
te Święta były takie wspaniałe, mimo 
(jak niejeden by powiedział, od tego roku NIE ja!)
 czasu w pracy w przewadze do czasu spędzonego w domu ?

Ja znam odpowiedź na tą pytanie.
A Ty? Jak spędziłeś tegoroczne Święta?

M.

<3




Gotowe ! 

Miłego dnia!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz